Odpowiedź :
Odpowiedź:
Bohaterscy polscy lotnicy z 303. Dywizjonu Myśliwskiego stali się jednym z kluczowych elementów, które przesądziły o losach bitwy powietrznej o Wielką Brytanię . Do walki weszli w sierpniu 1940 roku, gdy niemieckie lotnictwo dominowało na brytyjskim niebie, a szala zwycięstwa przechylała się na korzyść Luftwaffe. Początkowo brytyjskie dowództwo było sceptycznie nastawione do lotników z Polski. Nowy sprzęt, bariera językowa, inna taktyka nie sprzyjały szybkiemu włączeniu Polaków do akcji. Dramatyczna sytuacja skłoniła jednak sojuszników do skorzystania z pomocy Jana Zumbacha , Witolda Urbanowicza i ich kolegów. Ci szybko odwdzięczyli się za okazane im zaufanie.
Sceptycyzm sojuszników
Nie wszystko szło jednak tak, chcieliby to widzieć ambitni polscy piloci. W lipcu i sierpniu 1940 roku czekało ich żmudne szkolenie, które wielu z nich uznawało za zbędne. Brytyjczycy uparli się, by nauczyć Polaków taktyki RAF-u. Trudno się temu dziwić. Konieczność obrony Wielkiej Brytanii wymagała współpracy kilkudziesięciu jednostek. Od dobrej organizacji ich pracy zależały losy miast, fabryk, instalacji, infrastruktury, które stały się celem niemieckiej Luftwaffe. Infantylne ćwiczenia w postaci pozorowanych lotów, gdzie rolę samolotu odgrywały rowery, żmudna nauka języka angielskiego i wreszcie techniczne aspekty obsługi nowych samolotów przydzielonych Polakom do służby – wszystko to przeciągało się niemiłosiernie, gdy w tym samym czasie na niebie Wielkiej Brytanii toczyły się już zacięte walki. Niektórym polskim pilotom udało się uzyskać angaż do brytyjskich dywizjonów. Już tam zdradzali ogromny talent do walki powietrznej. Najlepszym potwierdzeniem świetnej statystyki był wyczyn sierż. Antoniego Głowackiego, który 24 sierpnia 1940 roku strącił pięć wrogich maszyn i w ciągu jednego dnia zapracował na tytuł asa myśliwskiego.
Jego koledzy z formowanego właśnie 303. Dywizjonu Myśliwskiego „Warszawskiego”, któremu nadano imię Tadeusza Kościuszki musieli poczekać na pierwsze przetarcie jeszcze kilka dni. Być może losy 303-ego potoczyłyby się mniej spektakularnie, gdyby nie samowola por. Ludwika Paszkiewicza, który 30 sierpnia postanowił zaatakować zobaczoną w oddali grupę niemieckich bombowców. Samotny wypad, nawet pomimo samowolnego odłączenia od kolegów, zakończył się zestrzeleniem Dorniera Do-17. Była to świetna manifestacji siły i gotowości bojowej Polaków. RAF miał tymczasem przysłowiowy „nóż na gardle” – coraz większe straty w ludziach skłoniły brytyjskie dowództwo do włączenia Polaków do walki. Dzień po wyczynie Paszkiewicza Dywizjon 303 oficjalnie ruszył do boju. bilans? 6 zestrzelonych samolotów wroga i zero strat własnych. Nawet najbardziej sceptyczni dowódcy RAF musieli przyznać, że ich polscy koledzy potrafią latać.
„Polacy są samą odwagą”
Dywizjon 303 okazał się najskuteczniejszą jednostką bitwy o Wielką Brytanię. Według ustaleń powojennej komisji kierowanej przez płk Jerzego Bajana do 7 października 1940 roku pilotom z ,,trzysta trzeciego” udało się zestrzelić 126 samolotów wroga na pewno, 14 prawdopodobnie, a 8 zostało uszkodzonych. Do końca października dywizjon stracił 9 pilotów, w tym czeskiego asa Josefa Františka , który tak mocno zżył się z Polakami, że sam deklarował polską narodowość. Szczególnym sukcesem myśliwców było strącenie 16 wrogich maszyn w dniu 15 września 1940 roku, który przez historyków jest uznawany za przełomowy dla losów bitwy. Niemcy rzucili do ataku niemal wszystkie siły, starając się przełamać słabnącą obronę. Gdy 26 września do Northolt przybył z wizytacją brytyjski król Jerzy VI, Polacy dali pokaz prawdziwej sztuki lotniczej. Strącili 13 niemieckich samolotów, podkreślając, że są śmiertelnie groźni. Amerykańska dziennikarka Dorothy Thompson skomentowała wyczyny lotników krótko i dobitnie: ,,Polacy są samą odwagą. Są straszni
Proszę o naj